Z rodziną dobrze nie tylko na zdjęciach :)
Piątek. Od zawsze mój ulubiony dzień tygodnia (choć były przypadki...). Akurat nie byłam umówiona z Pati i Mati,a obiecałam kuzynce - Sylwii, że do niej przyjadę. Jak zwykle na początku nie wiadomo co robić...ale tylko przez kilka minut. Na początek gadanina, później pojechałyśmy na shakei, a kiedy wracałyśmy kuzynce spadł łańcuch. Miałam pójść do Pati, ale spotkałyśmy miłych panów i poprosiłyśmy o pomoc. Naprawili i pożegnali się. Dalej do sklepu po ,,coś (blacki)" co wypiłyśmy na przystanku, w pobliżu jej domu razem z dwiema koleżankami z klasy - Jolą i Wiktorią. Siedziałyśmy tam dość długo i dołączył do nas chłopak Sylwii. Po rozmowach i wygłupach, które pomine, ale i tak nie pobiłyby Naszych :P Przyjechałam ok 13:00. Wróciłam po 18:00 - z ciepłym mlekiem. Zanim weszłam do domu wiedziałam, że skoro nie było mnie dłużej niż 3h, to mama buszowała w moim pokoju. Nie myliłam się. Już w progu krzyknęłam, że jeśli mama to zrobiła, to nie odezwe się do niej przez ok 24h i strzele focha - a u mnie to jest jak zniżenie się (prawie) do poziomu pewnego osobnika. Ach, i znów ,,to" popsuło mi tak piękny dzień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz